Witajcie w nowym projekcie książkowym :) Pierwszy wpis komiksowy. Trochę dlatego, że Milo sięga coraz częściej po komiksy (zaczęło się od wspólnego z Tatą czytania Tytusa, Romka i Atomka przyniesionego pewnego dnia z piwnicy). Po części też z powodu rysunków, które ostatnio są inspirowane komiksem – z charakterystycznym ograniczeniem koloru, podziałem na okienka i ukochanymi dymkami! Jako że grafomotoryka Milo rozwija się z dnia na dzień, moje dziecko pogrążone w literkowej fascynacji zapełnia dymki przeróżnymi kwestiami wymyślanych postaci.
Przygoda z komiksem nabrała rumieńców w ostatnich tygodniach za sprawą pożyczonej od znajomych książki Bohdana Butenki (klasyka ilustracji i stylu z czasów mojego dzieciństwa) Gucio i Cezar. Proste, lecz wyraziste rysunki, zabawne postacie wikłające się w coraz to nowe przygody i… duża czcionka zachęciły Milo do samodzielnego czytania. Kiedy po kilku dniach skończyła książkę, rzuciła z uśmiechem: Teraz mogę zacząć czytać od początku!
Najnowsze komiksowe zdobycze, czyli zakupione na Festiwalu Czytajmy w Warszawie pozycje wydawnictwa Kultura Gniewu, oczarowały nie tylko moją córkę. Razem z Tatą i Mama rzuciła się na komiks Łauma oraz Detektyw Miś Zbyś.
Miś Zbyś jest pięknie kolorowy, zabawny i przede wszystkim zaprasza młodsze dzieci do rozpoczęcia przygody z komiksem, uchylając rąbka tajemnicy obrazkowej książeczki. Łauma okazała się jednak pułapką! Wyjątkowy, dopracowany pod każdym względem komiks, z całych wachlarzem rysunkowych niuansów, to prawdziwa gratka dla kogoś kto ceni dobrą kreskę i atmosferę dawnych opowieści pełnych fantastycznych stworzeń (tu: z terenów Suwalszczyzny, a więc sięgających czasów Jaćwingów). A jednak… Parę wątków w treści przygód młodej bohaterki Dorotki, która przeprowadza się z miasta do domu na wsi i zaczyna odkrywać dziwne rzeczy, dosłownie ścięło mnie z nóg – w kontekście mojej pięcioletniej czytelniczki. Przy samobójstwie babci, która spłonęła, bo już jej życie nie było miłe, musiałam kombinować i cenzurować. Więcej szczegółów nie zdradzam, ale zachęcam do zajrzenia do historii przed decyzją o kupnie, nie ulegając, jak ja, jedynie urokowi formy :)
Tyle o inspiracjach i nastrojach. Pora na warsztat – komiksowy oczywiście. Milo lubi rysować czarnym markerem na dużych formatach. Rysunki te są jednak trudne do przechowywania. Wymyśliłam, że stworzymy wielką tekę rysunkową na komiksy. W ruch poszła ukochana tektura – mama zmajstrowała pudło z klapką, a córa pomogła ozdobić taśmami. Na „stronę tytułową” nakleiłyśmy fragmenty rysunków, tytuł nadała Milo, a brzmi on Przygody dziewczyn.
W środku dużo miejsca na kolejne rysunki. Pokusiłyśmy się więc jeszcze o stworzenie komiksu-książeczki. Połączone tekturki z okienkami (a w okienkach oczywiście znowu przygody dziewczyn) stały się składanym i rozkładanym komiksem, który jest bardzo funkcjonalny – można zamontować go na ścianie jak girlandę, położyć na półce, włożyć do teki komiksowej lub przewiesić na drzwiach szafy. Tak naprawdę chodzi o to, że są to fajne pomysły na eksponowanie i przechowywanie prac dzieci.
Wspólna praca z Milo sprawiła mi dużo radości! Poczułam, jak kiedyś, czytając Thorgala, że komiks to magia, inny wymiar opowieści w połączeniu z ilustracją, odrębny gatunek sztuki. Wchodzę w to :)
Przy okazji polecam stronę o komiksach i picturebookach. Zakładka Są komiksy dla dzieci!
Zajrzyjcie do pozostałych uczestniczek projektu po inspiracje.