Ścieżka Równowagi

dzikajablon511

Równowaga. Jestem spod znaku wagi. Ważę, odmierzam, szukam balansu, złotego środka… Bywa, że treścią mojego życia staje się dążenie do równowagi w ważnej relacji czy też – paradoksalnie – w codziennych drobnostkach. Utrzymanie się na powierzchni, bez potknięć, bez upadków, balansowanie na krawędzi… Niekiedy zbyt często ważę sądy, opinie i grzechy innych, albo zbyt emocjonalnie mierzę się z ciężarem świata. Moje ramiona znają przeciążenie i przygnębienie, ale też uskrzydlającą lekkość radości z niespodziewanego spotkania i poczucie właściwego bycia w sobie, kiedy uda się oswoić lęk. Są jeszcze te szczególne momenty przywracające odpowiednie proporcje – poznawanie córki :)

Chciałabym móc doświadczać świata jak na początku. Żeby zawsze miał ostry smak jak za pierwszym razem, w dzieciństwie. Kiedy nie ma miejsca na znużenie, nawykowe reakcje i zamknięte oczy. Z wypiekami na twarzy, z sercem na dłoni, z motylami w brzuchu, z płaczem płynnie przechodzącym w śmiech! Dziecięce podążanie za impulsami, intensywne czucie, ekspresyjne wyrażanie, bycie sobą tu i teraz… oto moje podążanie ścieżką równowagi…

Nasza Ścieżka Równowagi powstała w rajskim ogrodzie i w nim przyszło Milo ćwiczyć i bawić się dzień po dniu. Zaczęło się od rozglądania wokół – świat oferował tak wiele! Najpierw drabina. Skakanie na jednej i dwóch nogach. Chodzenie po krawędzi. Poruszanie się po szczeblach lub w pustych przestrzeniach pomiędzy. Po chwili dołączyła druga drabina, wyżej nad ziemią. Tor błyskawicznie się rozrastał…

dzikajablon511b

dzikajablon511c

Dodatkowy element przedsięwzięcia to budowanie według własnego zamysłu i kontakt z materiałem znalezionym :) Szczególnie atrakcyjne okazały się deski. Wytyczyły kolejny etap trasy. Punktem startowym zaś stała się własnej roboty trampolina ze starego sita budowlanego i kamieni.

dzikajablon511d

dzikajablon512

Milo urozmaiciła i nieco skomplikowała ścieżkę, dodając kolorowe skrzynki z plastiku (na tyle jednak wytrzymałe, że uniosły wybryki dokazującej czterolatki). Do skakania, omijania, zeskakiwania. Na mecie czekała stara miednica :) Tor się jednak rozwidlił i gdzieś po drodze odbiła w bok dróżka z kamieni, prowadząca donikąd…

dzikajablon512b

dzikajablon512c

dzikajablon513

dzikajablon513e

Ostatnim wyczynem (taty) i większym wyzwaniem (dla córki) były deski równoważne do balansowania. Tor się nie nudził przez wiele dni, a Milo z radością powracała do zabawy, nawet nie zdając sobie sprawy, że intensywnie ćwiczy zmysł równowagi i poprawia swoją koordynację ruchową.

Więcej o funkcjonowaniu i rozwijaniu tego zmysłu (także w teorii) można poczytać na blogu Projekt: Człowiek w ramach pierwszej odsłony cotygodniowych postów poświęconych zmysłom. Więcej zabaw wspierających rozwijanie równowagi w ramach Zmysłowych Piątków – na blogach uczestniczek projektu. Zapraszam na maraton :)

dzikajablon513f

Polowanie na muchy

dzikajablon509

Niech Was nie zwiodą długowłose splątane fryzury. To nie rodzina podstarzałych hipisów. To nie księżniczki szykujące się na bal. To muchy przeznaczone na cele konsumpcyjne.

Lecz w trakcie przygotowań, gdy zyskały więzi rodzinne, ludzkie imiona (tata Jurek, ciocia Jonta, siostra Windy, siostra Natalia), modny fryz, zrobiło się ich szkoda, żeby tak na zatracenie szły. Milo zmieniła decyzję, a tym samym bieg wydarzeń. To będą muchy pomagalskie! Będą pomagać pająkowi tkać pajęczynę! Ambitne te muchy. Po paru chwilach sprawdziłam czy towarzystwo rzeczywiście pracuje, ale chęci się rozeszły po kościach. Muchy leniwie zawisły w sieci, mrużąc oczy od słońca, zajęte plotkowaniem. Duch pracy uleciał do nieba :) Pająk nie nadchodził, lato trwało jeszcze przez chwilę w najprzyjemniejszej postaci nicnierobienia …

Skład: tektura, mazaki, kredki, żabki do bielizny, sieci z włóczki.

dzikajablon509b

dzikajablon509c

dzikajablon509d

dzikajablon509e

dzikajablon510

dzikajablon510b

dzikajablon510c

Pajęczyn czar

dzikajablon501

Lato pajęczyn… Ale co się dziwić ponadstuletniemu domowi, nagrzanemu od słońca, którego drewniane żebra studzą się dopiero w wieczornym chłodzie? Wypada uszanować kaprysy staruszka –  i tajemnicze trzaski, i wędrówkę trocin za deskami. I zaplątane drogi koncertujących świerszczy na poddaszu. Lato skwapliwie i niestrudzenie powracających pająków, z planami budowy w pajęczych głowach, konstruktorów stabilności, propagatorów stałego adresu zamieszkania. Latam z miotłą jak czarownica, naruszam to ich terytorium, bezczelnie ingeruję, a one swoje. Rano droga wolna, wieczorem dom utkany dokładnie w tym samym miejscu. Przed nocą przetrącę sieci, a te nawet w ciemności nie próżnują – cały ganek na rano opleciony… Ręce opadają :)

Milo bardzo przeżywa sprawę pajęczyn, ale okiem przyrodnika i filozofa. Obserwuje, podziwia, przypuszcza i wnioskuje z prawdziwym zacięciem naukowca. W ten oto sposób pająki zainspirowały nas do przestrzennej gry w ogrodzie. W życiu bym nie przypuszczała, że z kłębkiem nici i sznurkiem napuszczam dziecko na taką zabawę! Odjazd!

Mamo, mamo, jestem pająkiem! Nie, Królową Pająków! Niech tylko przylecą jakieś tłuste muchy… :)

dzikajablon502

dzikajablon503b

dzikajablon504b

dzikajablon505

dzikajablon506b

dzikajablon506c

dzikajablon507

dzikajablon507b

dzikajablon508

Budujemy nowy dom

dzikajablon497 copy

Zabrzmiało poważnie, ale nie chodzi oczywiście o hawirę czy hacjendę, tylko zwykły letni domek. Poproszę daczę. Dom na jeden sezon i to najlepiej w porze suchej. Niech zamieszka w nim wiatr, niebo, liście i owoce, np. pękate kiście winogron… Niech znajdzie się w nim czas i miejsce na spokojną poobiednią kawę czy herbatę z przyjaciółmi…

Ogród pełen wrażeń, pełen inspiracji. Tym razem obowiązuje naprawdę minimum: chusty, szale, sznurki, żabki do bielizny. I zaczynamy tradycyjnie od wygrodzenia przestrzeni. Dzieci lubią mieć sprawę terytorium postawioną jasno – moje znaczy moje! Budowanie zaś to jedna z podstawowych potrzeb każdego człowieka. Milo mówi, że szkoda czasu na gadanie. Robota pali się w rękach… Jest zwiewnie, tajemniczo i bardzo owocowo :) Odpoczynek w tej rajskiej przestrzeni oferuje cały bukiet smaków lata na wyciągnięcie ręki. Namiętnie próbujemy tę intensywność zapamiętać, unieść na powierzchni skóry, zamknąć pod powiekami… Niech ciepło i światło mieszka w nas przez cały rok!

dzikajablon498

dzikajablon498b

dzikajablon499

dzikajablon499b

dzikajablon499c

dzikajablon499d

dzikajablon499e

dzikajablon500 copy

dzikajablon500b

Było sobie ziarno

dzikajablon487

Był sobie ogród, w którym zabrakło trawy. Czarna ziemia była smutnym widokiem w środku lata. Kiedy w ogrodzie zjawiła się Dziewczynka, postanowiła uczynić go pięknym. A gdy zaciekawiona trzymała w dłoni pojedyncze ziarenko trawy, Tata opowiedział jej o tym jak zbudzić je do życia – zasadzone i otoczone opieką urośnie i pewnego dnia stanie się sprężystym, soczystozielonym źdźbłem trawy. Poprosiła więc Tatę o pomoc. Grabili, siali trawę i podlewali. Dziewczynka włożyła w tę pracę całe swoje serce. Była bardzo szczęśliwa. Aż któregoś ranka, wybiegła w kaloszach z domu prosto do ogrodu i oniemiała! Natura przygotowała jej wspaniałą niespodziankę – wybujała trawa, ustrojona w diamentowe krople rosy, mieniła się w porannym słońcu :)

Tego dnia posadziliśmy jeszcze dwa drzewka. Wieczorem, zasypiając z nosem wtulonym w moje ramię, Dziewczynka wyszeptała: Mamo, miałam takie marzenie, żeby zasadzić małe drzewko i ono się spełniło…

dzikajablon488

dzikajablon489

dzikajablon490

dzikajablon491

dzikajablon492

dzikajablon493

dzikajablon494

dzikajablon495

dzikajablon496

Niebiańska plaża

dzikajablon480

Mokro i chłodno. Trochę mniej kolorowo. Pochmurno. Ale nie poddajemy się. Dzisiejsze trzy godziny na plaży utwierdziły nas w przekonaniu, że deszczowy dzień też się nadaje do zabawy i doświadczania zmysłami świata w nieco zmienionej odsłonie. A skoro mamy piątek i o zmysłach mowa, ogłaszamy udział w blogowej zabawie Zmysłowe Piątki zainicjowanej przez autorkę bloga Projekt: Człowiek. Początek w przyszły piątek. A z każdym kolejnym – autorki kilku blogów przedstawią zabawy wspierające rozwój poszczególnych zmysłów według następującego harmonogramu:

30/08 równowaga
6/09 dotyk
13/09 propriocepcja – czucie swojego ciała
20/09 słuch
27/09 węch
4/10 smak
11/10 wzrok

Zapraszamy! Bądźcie z nami nie tylko w piątki :)

zmysly

Tymczasem nad rzeką Milo doświadczała świata na bogato. Oprócz piachu i wody do zabawy przydała się też plastikowa butelka. Oto co może się zdarzyć na mokrej plaży:

  • dyrygowanie falą
  • podziwianie kaczek
  • ganianie kaczek
  • słuchanie szumu wody pod mostem
  • bieganie wzdłuż linii wody
  • chodzenie po wodzie (z wiadomym skutkiem)
  • szukanie skarbów
  • robienie wycieku z rzeki
  • szykowanie obiadu dla krasnoludów
  • zbieranie kamieni do butelki
  • puszczanie łódki z korków na wodę
  • i łapanie jej z powrotem, bo jednak szkoda, żeby popłynęła w siną dal :)

dzikajablon479

dzikajablon481

dzikajablon482

dzikajablon483

dzikajablon484

dzikajablon485

dzikajablon486

Zbiory i potwory

dzikajablon474

Płyniemy na fali zainteresowania liczbami i liczeniem. Przydomowa matematyka :) Dziś w osobliwym połączeniu – zabawa plastyczno-matematyczna z elementami story telling. Miałam dość istotną rolę do odegrania w naszym kredowym performensie – byłam od rysowania zębów. Reszta – na głowie Milo. Radziła sobie tak dobrze we wszystkich trzech odsłonach akcji, że aż skakała z radości. Dosłownie :)

Zestaw stary jak świat. Kreda i chodnik. Kolorowa to już wypas. Zaczęło się od próby kredy, która wypadła pozytywnie i satysfakcjonująco. Gdy pojawił się autoportret, wiedziałyśmy, że mamy już bohaterkę. Przemyciłam pojęcie zbioru, zachęcając do zapełniania pustych kółek i elips kolejnymi fragmentami opowieści. W jednym ze zbiorów pojawiło się osiem pierścieni, po które Dziewczynka M. miała wyruszyć, gdyż zostały skradzione przez potwora. Milo liczyła pierścionki i potworne zęby jak szpikulce, przyprawiała gęby, mordy i łapy podłym kreaturom, piszczała ze śmiechu, podskakiwała, wykrzykiwała przygody Dziewczynki… Mała bohaterka ścigała złodziei, to znów uciekała przed nimi, a było czego się bać, bo stwory miały po cztery, osiem, dziesięć, a nawet dwanaście zębów! Historia toczyła się zbiorem… aż wieczorem deszcz popadał i… spłynęła w niepamięć. Niemal, bo w ostatniej chwili uratowała ją Mama Dziewczynki i schowała tutaj :)

dzikajablon472

dzikajablon473

dzikajablon475

dzikajablon476

dzikajablon477

dzikajablon478

Ogród matematyki

dzikajablon468

Dziś postawiłyśmy stopę na dziewiczej ziemi – w ogrodzie matematyki. Liczenie co prawda nie jest Milo obce, przestrzeń ogrodu tym bardziej! Ale to osobliwe połączenie stało się prawdziwym odkryciem dnia :)

Ogród matematyki kusi bliskim kontaktem z naturą, więc zabawa z liczbami angażuje nie tylko umysł, ale i zmysły! Wciąga niepostrzeżenie w świat przyrody i – zanim się obejrzysz – zbierasz szyszki na rudym dywanie utkanym z igieł pod świerkiem, zrywasz kształtne gałązki tui i lekko zgniłe jabłka zanim sfermentują w kompostowniku, dzielisz patyki na czworo, smakujesz z grymasem niedojrzałe winogrona, obracasz nakrętki od butelek dziesięć razy w dłoniach, sprawdzasz linie papilarne na liściach babki lancetowatej… Po chwili odprawiasz tajemnicze matematyczne rytuały. Mamroczesz pod nosem do dziesięciu, albo wykrzykujesz liczby głośno, z przepony, pod niebo, aż bociany rozklekoczą echem nad głową, a śmiech pofrunie nad starą gruszę, by schronić się w cieniu liści…

Ale od początku i po kolei:

  • wycinamy kolorowe kartony o dowolnym kształcie
  • ozdabiamy każdy cyfrą
  • układamy gdzieś na łonie natury wiadomo w jakiej kolejności
  • zbieramy różne rzeczy z otoczenia, aż poszczególne kolekcje umożliwią stworzenie zbiorów o liczbach odpowiadających tym na kartonikach
  • liczymy i przeliczamy obiekty, dopasowując ilość znalezionych obiektów do liczby na obrazku

Właściwie każdy etap jest świetną zabawą. Polecam połączenie przyrody z matematyką – wielka frajda dla dziecka :) A gdy powieje wiatr (albo część obiektów przeminie z wiatrem w ciągu nocy) – można uzupełnić brakujące elementy. Zabawa trwa. Show must go on!

dzikajablon460

dzikajablon461

dzikajablon462

dzikajablon463

dzikajablon464

dzikajablon465

dzikajablon466

dzikajablon467

dzikajablon469

dzikajablon470

dzikajablon471

Styrozamek

dzikajablon455 copy

Dziwne styropianowe formy, które na nieszczęście mają zdolność rozrywania się i ścierania na kulki, pył, puch, śnieg, drobny mak, białe ziarno, mannę z nieba, oferują – prócz gwarantowanej frustracji matki – niesamowitą zabawę w konstruowanie. Przy małych białych konstruktorach-mistrzach styropianu Bob budowniczy to jest pikuś :)

Weszłam do pokoju zawołać Milo na obiad. Już w progu zamurowało mnie! Zamek? Skąd tu się wziął zamek? Krużganki, blanki, bramy wjazdowe… W centrum budowli moje dziecko pochylone nad drobnicą. Zrobiłam dwa kroki i moim oczom ukazał się miniaturowy świat: ławeczka, pieniek, bukiecik, szczeniaczek, torcik… Na wielkim dziedzińcu w kolorowe kwiaty odbywał się pikniczek. Niesamowite stopniowanie skali. Zaangażowanie. Emocje. Ciekawość. Milo grała paznokciami na pianinie, które dało się zamknąć w dłoni. Nie słyszała jak kilka razy zawołałam… Zresztą – jedzenie w takiej chwili – co się będę czepiać :) Wycofałam się na kuchenne pozycje. W takiej magicznej chwili postanowiłam zrezygnować z oblężenia.

dzikajablon456 copy

dzikajablon457

dzikajablon458

dzikajablon459

Loka zaklęta w węża

dzikajablon448
Tektura idzie w parze z wyobraźnią. Są takie dni, kiedy postanawiam posprzątać kartonowe opakowania walające się w domowych przestrzeniach drugiej kategorii i… nagle z pomocą przychodzi dziecko. Zabrania wyrzucać. Rzuca pomysł. Mnóstwo pomysłów. Wymyśla nową postać i opowiada historię… Bierzemy się do pracy. Do zabawy!

Nie pamiętam co było na początku: nazwa czy kształt. Loka. Loka… wąż. Widziałyśmy węża z tektury w zasobach wizualnych Teatru Małego Widza i zachciało nam się zrobić takiego ruchomego, z kilkuczłonowym ciałem, a części jego mocowane na guzikach. Więc tektura poszła w ruch, wycięte prostokąty z zaokrąglonymi rogami wypełniły małe obrazki, w większości abstrakcyjne wzory i mazy. Jeden przedstawiał dziewczynę, być może Lokę właśnie. Kolejny etap to nakłucie tekturek, zszycie po dwie sztuki mocną nitką na brzegach i przymocowanie guzików (poszukiwanie ich w czeluściach ponadstuletniego domu to jeszcze odrębna historia, prawdziwa wyprawa, a piszę to ja – wielka fanka guzików). Pracy z wężem niedużo, ale pole do popisu dla dziecięcej wyobraźni ogromne!

  • Ruchomy gad – wykorzystanie ruchomości struktury
  • Wąż-girlanda – zabawa w ozdabianie ścian (brr!)
  • Ciało węża jako środek transportu – wagony zasiedziały kurczaki, kucyki i wesoła ferajna o wielkich oczach (nie wiem dokąd pojechali!)
  • Wężowa joga i akrobacje pod sufitem – ulubiony set :)

Przeniosłyśmy się z zabawą do ogrodu – historia węża zyskała wówczas bardziej adekwatny kontekst. Zasłuchałam się w baśniowy wątek improwizowany przez Milo na żywo… Loka zaklęta w węża to w rzeczywistości dziewczyna, która została zaczarowana za swą ciekawość. W dzień jest wężem. Noc zaś przywraca dziewczynie jej dawną postać. Smutna to opowieść. Nie dowiedziałam się bowiem jak można zdjąć czar. A mina węża nietęga, nieprzyjazna. Na ostatnim zdjęciu dziewczyna-gad zwija się w kłębek i szykuje do snu… aż do momentu przemiany. Normalnie mam dreszcze :)

dzikajablon445

dzikajablon446

dzikajablon447

dzikajablon447b

dzikajablon449

dzikajablon450

dzikajablon451

dzikajablon452

dzikajablon452b

dzikajablon453

dzikajablon454

Zielarka

dzikajablon428

Dzisiaj takie widoki: łąki, wijąca się droga nad rzeką, zioła, kolory odchodzącego powoli, lecz nieubłaganie lata. Jeszcze las i stanowisko archeologiczne… ale o ziemi i gestach oczyszczania może innym razem. Dzisiaj był wiatr, słońce, pachnące rośliny, a ich zapach zamieszkał nam w dłoniach. Milo wdychała łąkę pełną piersią. Marzyła o bukietach jeszcze w mieście (ale bukiet z parku to nie to!), więc robiłyśmy bukiety. Żadna ze mnie florystka, to i żadnego komponowania nie było. Największą przyjemność sprawił mi zwykły dziki zbiór kwiatów napotkanych po drodze. Doznałam przeniesienia w czasie – jak z magdalenką Prousta :) Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatni raz robiłam bukiet. Poczułam się przez chwilę jakoś tak inaczej, beztrosko, spokojnie, obecna w czynności, która mnie całą wypełniła…

Milo bawiła się w zielarkę. Opowiadałam jej, że kiedyś na tych łąkach sama zbierałam rośliny, suszyłam je w wiązkach i kruszyłam do słoików, które oznaczałam misternie zdobionymi, stylizowanymi na stare etykietami. Zapaliła się do poszukiwań. Pięciornik gęsi, mydlnica lekarska, krwawnik, rdest wężownik, pokrzywa, ślaz dziki, tasznik, dziurawiec, przytulia, marzanka wonna, skrzyp polny, wierzbówka kiprzyca, rumianek, cykoria podróżnik, kielisznik… Już same nazwy tak kuszące i poetyckie. Po powrocie do domu złapałyśmy książkę o ziołolecznictwie i, z palcem w obrazkach oraz kwiatami na kolanach, próbowałyśmy odnaleźć te znajome z łąki. Dobre ćwiczenie na spostrzegawczość. A spacer łąkami… co tu dużo mówić… Jeśli macie okazję, zabierajcie dzieci na łąki!

dzikajablon429

dzikajablon430

dzikajablon431

dzikajablon432

dzikajablon433

dzikajablon434

dzikajablon435

dzikajablon436

dzikajablon437

dzikajablon439

dzikajablon440

dzikajablon441

dzikajablon442

dzikajablon443

dzikajablon444

Lodowy skarb

dzikajablon415

Skarby to temat-rwąca-niekończąca-się-rzeka lub skrzynia bez dna. Pełne morze, szerokie wody, wiatr w żagle. Piracka, chłopacka, dziewczyńska przygoda. Epoka lodowcowa. Mapy i trasy odległe, pradawne. Wyprawa w nieznane, zagadka, syreni śpiew, kurs po złote runo i wieczna chwała…

Dziś kolejny rozdział naszej wakacyjnej odysei, a w nim opowieść zaczerpnięta z bloga kreatywnik.bloog.pl, o skarbach zamkniętych w bryle lodu. Postanowiłyśmy przygotować dwie „zmarzliny”. Moją inspiracją stała się głównie przyroda za oknem, Milo natomiast postawiła na świat przedmiotów i zapragnęła zamrozić różne znajdki-zguby. Ten tajemniczy zbiór zawierał drewnianą pisankę, pudełko na szpilki, spinki do włosów, cztery plastikowe kurczaki (pamiętające jeszcze moje dzieciństwo), kudłatego kurczaka na druciku, sztuczne kamienie szlachetne i inne popierdułki. Mój zestaw składał się z wiórków herbaty hibiskusa, suchych kłosów ozdobnych, żywych łodyg, gałązek, traw, jabłka. Aby podkręcić doznania sensoryczne, napchałam jeszcze listków mięty i bazylii :) Noc w zamrażarce zaczarowała bohaterów naszej bajki. Zastygli jak mieszkańcy zamku ojca pewnej śpiącej królewny.

Obserwowałam córkę w pełnym słońcu, zajętą zdejmowaniem zaklęcia, z pędzlem jak różdżką. Nie, mama, nie! Przeganiała mnie ze swego terytorium jak natrętną muchę, gdy tylko zbliżałam rękę do bryły lodu. Pozostało mi upajać się bogactwem jej doznań – nie tylko temperaturowych. Nad stołem unosił się zapach mięty i bazylii… Dawno czegoś takiego nie widziałam :) Szybki rachunek sumienia – jeśli zdarzyło mi się ostatnio wspomnieć o braku koncentracji u Milo, to odszczekuję faux pas publicznie!

dzikajablon411

dzikajablon412

dzikajablon416

dzikajablon417

dzikajablon414   dzikajablon418

dzikajablon419

dzikajablon427

dzikajablon421

dzikajablon426

dzikajablon422

dzikajablon423

dzikajablon424

dzikajablon420

dzikajablon425

Post scriptum. Banda kurczaków kontynuowała przygodę, wskakując na łódki i udając się na południe. Niestety Kudłatemu się nie udało :(

Błotnicy

dzikajablon405

Brzmi niemal jak „pątnicy” :) Z tym że członkowie tej grupy nie podróżują do miejsc świętych, lecz afirmują życie w najczystszej postaci, czyniąc świętym miejsce przebywania. Są pielgrzymami w teraźniejszości. Jedynym uznawanym przez nich rytuałem jest błotowanie, a hymnem Pieśń Brudnych Dzieci. Nie interesuje ich życie po życiu, bo planują nigdy się nie starzeć. U Olgi Tokarczuk Bieguni musieli być w ciągłym ruchu, aby świat nie zatrzymał się w miejscu, natomiast błotnicy swoją postawą i gestem ratują świat przed powagą. Są wszędzie. Istnieje wiele powodów, dla których warto ich wspierać w ich pasji i misji dla ludzkości :)

dzikajablon409b

dzikajablon410

dzikajablon403  dzikajablon406

dzikajablon407

dzikajablon408

dzikajablon404

dzikajablon410b

Letnie rytmy

dzikajablon392

Nie, nie chodzi ani o zumbę ani salsę :) Sekwencje! W wakacyjnym czasie ćwiczymy umiejętności niezbędne do posługiwania się językiem w mowie i piśmie, zupełnie nieostentacyjnie, z przymrużeniem oka. Najlepiej, gdy dziecko nawet nie zdaje sobie sprawy, że w ogóle coś ćwiczy. Zabawa w sekwencje (w zaproszeniu do niej pomijam to słowo oczywiście, mówię Milo, że porobimy wzorki albo szlaczki) polega na układaniu elementów w określonej kolejności, przygotowując mózg do pracy z dźwiękami. Zanim maluch nauczy się czytać, można wspólnie ćwiczyć odtwarzanie, kontynuowanie i uzupełnianie sekwencji. Nie potrzeba nawet wyszukanych materiałów – bawimy się tym, co udało nam się znaleźć pod ręką: stare baterie, plastikowe sztućce, patyczki do szaszłyków i takie tam :) Myślę, że dobór „pomocy dydaktycznych” nie ma takiego znaczenia jak idea! Tymczasem podążamy za rytmem, a w swoim czasie może uda się niepostrzeżenie przejść do sylab, następnie zaś – wyrazów.

Milo pyta: Mamo, poukładamy jeszcze jakieś wzory? Fajnie, wciągnęła się! Pewnie, poukładamy! Za to wieczorem, gdy już nie zajmuję się „szkołą”, mogę poćwiczyć Instagramowe filtry…

dzikajablon393

dzikajablon400a

dzikajablon400

dzikajablon391

dzikajablon399

dzikajablon398

dzikajablon397

dzikajablon396

dzikajablon395

dzikajablon394

Szeherezada

dzikajablon379

Przebieranki – zabawa stara jak świat. Kilka wzorzystych tkanin rozpala wyobraźnię. Kolorowe chustki, szale i apaszki pomagają Milo wyczarować występ w bliskowschodniej scenerii! Preludium – żabki do bielizny i sznurek. Stworzenie najeżonego naszyjnika jest dobrą okazją to poćwiczenia chwytu szczypcowego. Przymierzanki. Tańcowanki. Układanki z kształtów w trawie, słoneczne wygibasy, sznurkowe esy floresy… Orzeźwiające podskakiwanki w wodzie… Aż powstaje TEN strój, komponowany w skupieniu, z rozmysłem i uwagą całkowicie zogniskowaną na swoim ciele, w sposób doskonały, nie rozproszony żadnym kompleksem, zmartwieniem czy oczekiwaniem. W czystej harmonii z samą sobą. Oszołomiona, podziwiam piękno każdego ruchu tchnącego życiem… tu i teraz…

Moja Szeherezada ma włosy złote od słońca. Tańczy dla siebie, dla świata, bo jest w tej chwili cała… tańcem! Moja Szeherezada pachnie bujnym latem, miętą w ogrodzie, jej łokcie zarumienione ziemią, a opuszki palców mają smak agrestu. Jestem tylko widzem w teatrze, nie chcę przeszkadzać, podziwiam w milczeniu… Tylko dlaczego tak mocno ściskam dłonie, aż kostki bieleją? Dlaczego nagle zatyka mnie w gardle?

Moja Szeherazada ma dla mnie co wieczór jedną opowieść. Jedyną, niepowtarzalną, wyjątkową jak nasze bycie razem tego dnia. Dlatego chcę się zapatrzeć i zasłuchać w każdą jej baśń, nie uronić ani słowa, gestu czy spojrzenia. Wszystko zapamiętać, wszystko pomieścić, choć wiem, że to niemożliwe. Zamykam oczy. Ta intensywność czasem boli… Mimo to próbuję. Dzisiaj już się nie powtórzy :)

dzikajablon380

dzikajablon381

dzikajablon382

dzikajablon382b

dzikajablon383

dzikajablon384

dzikajablon385

dzikajablon386

dzikajablon387

dzikajablon388

dzikajablon389 copy

dzikajablon390

Szyszki hipiski

dzikajablon370

Sącząc w cieniu cytrynową lemoniadę, zapoznałyśmy grupę wesołych hipisek. My pod parasolem, z palcami stóp nurkującymi w wodzie, a one bezczelnie, prosto w słońce… Całe w kwiatach, ozdobach, biżuterii hand-made, szeleszczące takie, opalone, na wiór spalone, meksykańskie wzory i kolory… Śmieją się, rozmawiają i wyciągają bębny! I na tych bębenkach aż do południa hipisowskie rytmy, Janis Joplin normalnie, Woodstock jakiś, rozmarzyłyśmy się z nimi, odleciałyśmy, aż rozgrzane powietrze przecięło nagłe bicie dzwonu! Dwunasta. Samo południe. Czar prysł. Pójdziemy popływać :)

dzikajablon371

dzikajablon372

dzikajablon373

dzikajablon378b

dzikajablon376

dzikajablon377

dzikajablon378

dzikajablon375

dzikajablon374

Pieśń Brudnych Dzieci

dzikajablon360

Tego poematu po prostu nie da się nie przytoczyć! Jedziemy na wakacje, skatowani upałem i zlani potem w dusznym przedziale, koła tak miarowo stukają, a pola tak za oknem leniwie uciekają, woda w butelkach się kończy, zastygamy, opadamy, tężejemy, już tylko fatamorgany przed oczami migają… Niektórzy jednak mają imponujący zapas energii na trudniejsze chwile :) Córka robi jam session, Wielką Improwizację, koncert i balety w jednym, po prostu poetycki SLAM! Ledwo powiekę unoszę i pobieram nowe dane z otoczenia, ale, słysząc pierwsze wersy, ożywiam się nieco, a moje ciało zaczyna delikatnie wibrować w rytm rapowanego utworu, a noga sama chodzi wcale nie nerwowo, a radośnie, we współpracy z córką… taki wspierający akompaniament…

Spisuję wieczorem, więc może już tak nie dokładnie słowo w słowo, ale i tak warto się o tym dowiedzieć. Prawdziwa erupcja wakacyjnej wolności, zrodzona z tygodni oczekiwania na upragniony wyjazd, czysta radość. Przed Państwem Milo! Pieśń Brudnych Dzieci!

My jesteśmy Brudne Dzieci
w głowach tylko nam oposy
połamiemy sobie nosy
mamy głowy z liści
w których mieszkają gąsienice
zielone głowy liściaste
i we włosach patyki
bo jesteśmy z lasu
i spadamy z płota
chodzimy do błota
łamiemy gałązki zbieramy orzeszki
nie dzielimy się łopatką
i drapiemy strupki
nie myjemy włosów
jesteśmy Brudaski
i włosy nam śmierdzą
skaczemy w pokrzywy
i mamy bąble
i drapiemy się
i jeszcze bardziej nas swędzi
Wyrzucamy szkiełka
i kłujemy się w nogi
Zbieramy patyki i kamyki
mieszamy nimi błoto
i robimy czarne babki
i wołamy Krasnoludy
bawimy się w śmieciach
Lubimy brudaskowo i rozwalankę
nie sprzątamy w pokojach
na dywanach pełno kurzów
u nas pełno kurzów jest
a pająki robią pajęczynę
My jesteśmy Brudaski
i robimy bałagany
nie myjemy się wieczorem
i bakterie w zębach mamy
włosy i zęby nam śmierdzą i czarne nogi mamy
jemy zupę z patyków i zgniłych liści
z posypką z patyków
I straszymy kota
drapiemy się w nos
Skaczemy do brudnej wody
Bueee!

Śpiący rycerze

dzikajablon348

Wiecie kto to jest rodzic nad-kreatywny? To taki rodzic, który chce być bardziej kreatywny niż jego dziecko jest w danej chwili, który pragnie zalać malucha kreatywnością, podczas gdy on umyka, który JESZCZE chce, a dziecko JUŻ nie. Taka zabawa w kotka i myszkę… Trzeba uważać… No kochanie, jeszcze jeden miętowy opłateczek… :) Pamiętacie jak to się skończyło w Monty Pythonie…

Pewnego razu byłam takim rodzicem, z planem i zadaniem. Wiedziałam lepiej, w końcu się przygotowałam. Pomysł fajny, wesoły i kolorowy, wspierający małą motorykę, rozwijający, wieloetapowy i tak dalej. Milo akurat przechodziła fazę zdecydowanie słabego skupiania się na pracach plastycznych i manualnych, bo wyżej postawiła w hierarchii zwinność i ruch. Jej ciało domagało się wspinaczki wysokościowej na drabinkach, kręcenia się na karuzeli do obłędu i huśtania aż do znudzenia (żołądka). Co zrobić, taki czas. Ale ja tak chciałam… kreatywnie… choć troszeczkę. Mój wzrok padł na rysunek rycerza przeobrażającego się w procesie projektowym na potrzeby wrześniowej kartki z kalendarza. Wydrukowałam kilka postaci – pociągnięte grubym konturem idealnie nadawały się do kolorowania! Nie przykładam jakiejś szczególnej wagi do kolorowanek (za wyjątkiem wartości ćwiczenia precyzji pod kątem przyszłego pisania), ale w tej zabawie miał to być tylko etap, jeden z wielu. Było świetnie, a następnie zabrałyśmy się za:

  • wycinanie postaci (tutaj Milo straciła cierpliwość i zainteresowanie z powodu lekko tępych nożyczek i niezadowalającego ją efektu pracy)
  • naklejanie na grubsze podłoże, np. tekturę lub karton (tutaj Milo mazała klejem po papierze chyba z grzeczności…)
  • znów wycinanie (tutaj już wycinałam sama!)
  • dziurkowanie głów rycerzy i cięcie nitek do mocowania (zainteresowanie powróciło, szczególnie w zabawie z czerwonym kordonkiem na podłodze)
  • przewlekanie nitki przez dziurki i wiązanie supełków (sama mama!)
  • przygotowanie konstrukcji do podwieszenia figurek (w mojej dłoni długo balansował jednorazowy talerzyk plastikowy z dziurkami jak na tarczy zegara w zależności ilu rycerzy chcemy powiesić ;-)
  • zamocowanie rycerzy, związanie nitek i wykończenie drutem zagiętym na dwóch końcach w pętelki (Milo już dawno zniknęła z pola widzenia, mąż, widząc mnie mocującą się z rycerzami, popatrzył dziwnie i pokiwał głową w milczeniu… Nie wiem o co mu chodziło!)
  • powieszenie mobila na karniszu (uff!!!)

Zawołałam córkę, żeby się pochwalić efektem naszej wspólnej pracy – prychnęła tylko i wróciła do swojej innej, nowej i lepszej zabawy. A rycerze, mimo że w pełnym rynsztunku, że miecze podniesione, gotowe do boju, dyndają leniwie w upalny dzień, drzemią w cieniu zasłonki w motylki…

dzikajablon346

dzikajablon347

dzikajablon349

dzikajablon350

dzikajablon351

dzikajablon352

dzikajablon353

dzikajablon354

dzikajablon355

dzikajablon356

dzikajablon357

Średnio wprawne oko dojrzy przeważający wkład pracy rodzica nad wkładem i zaangażowaniem dziecka… Czyli – widać od razu komu bardziej zależało :)

Pułapka na Czarnego Atakosa

dzikajablon342

Plenerowa pajęczyna to jedna z najbardziej banalnych i zarazem efektownych zabaw, z wszechdostępnych i tanich materiałów: szeroka taśma klejąca (może być dwustronna) i papier kolorowy oraz elementy natury. Tego po prostu trzeba spróbować własnymi rękami: zanęcić, zachęcić, pokazać dziecku o co chodzi i… zostawić z wypiekami na twarzy :)

Pomysł podpatrzony w internecie (nie pamiętam źródła), na który może wpaść w zasadzie każdy. Będę się upierać, że genialny w swej prostocie! Działa na wyobraźnię już w chwili, gdy mówimy o pająku i tkaniu pajęczyny… Milo natychmiast podchwyciła wątek i nazwała swoją nową robotę Pułapką na Czarnego Atakosa. A jak już rozeznała się w celu, z zapałem zabrała się do pracy. Czarny Atakos to dość mroczny bohater przez nią wymyślony, zamieszkujący rejony czarnego humoru, ekscytacji, opowieści dziwnych treści. Do dziś nie wiem czy jest z tych pozytywnych czy też wzbudza odrobinę lęku. Od czasu do czasu – kojarzony z tatą, szczególnie, gdy planuje napad na ostatni kawałek pizzy czy tarty, albo drażni się, że porwie ukochaną zabawkę do sypialni :) W podobnych sytuacjach Milo przyjmuje postawę obronną: dom, honor, własny pokój! Miejsce pobytu Czarnego Atakosa – nieznane. Wciąż poszukiwany…

dzikajablon321

dzikajablon323

dzikajablon324

dzikajablon325

dzikajablon326

dzikajablon327

dzikajablon328

dzikajablon329

dzikajablon340

dzikajablon341

dzikajablon343

dzikajablon344

dzikajablon345

Królewna Lilia

dzikajablon316

Drugi dzień odrealnionych wakacji w mieście, jak nie w mieście. Żadnych betonów, tramwajów, klaksonów, pielgrzymek po zakupy w piekącym słońcu. Tylko przyroda i chłodny wiatr na czole…, kanapka, woda, morele i pestki lądujące w upalnym kosmosie pod krzakiem porzeczki, Mamo, a dlaczego te ważki są tak dziwnie zczepione? Planeta mrówek pod plecami, włosie z pędzli zastygłe w malowanych portretach… aż po zachód słońca.

Portrety! Najpierw pojawiła się Królewna Lilia, ułożona z kamieni, w trawie, w pantofelkach z patyków, w sukni w groszki i z roztańczonymi włosami. Miały przyjść jeszcze jej koleżanki: Królewna Sarna i Królewna Jarzębinka, ale utknęły w korku :) Ale skoro goście, to ustrojenie! Królewski namiot zyskał magiczną, misterną oprawę w postaci girlandy z kwiatów koniczyny i pobliskich roślin przypiętych do sznurka żabkami do bielizny. Wielofunkcyjny sznurek posłużył jeszcze tego dnia do ekspozycji prac, powiewających w słońcu jak chorągwie. A w natłoku spraw starczyło nawet czasu na nowe wakacyjne doznania – pierwszy w życiu manicure :) Argument Milo:

– Mamo, chcę takie paznokcie jak ty…
– Po co? Skąd taki pomysł u małej dziewczynki?
– Chcę! Bo… nigdy nie miałam!
 dzikajablon311

dzikajablon312

dzikajablon313

dzikajablon314

dzikajablon315

dzikajablon318

dzikajablon317

dzikajablon310

dzikajablon320